Czego od szkoły oczekuje biznes i co o tym mówią młodzi?

Fragment książki „Praca i kompetencje przyszłości” pod redakcją Roberta Jesionka, wydanej przez WCIES.

Robert Jesionek

Czego chce prezes?

Wszechobecny nacisk na elastyczność sprawia, że świat pracy w jakimś sensie staje się coraz mniej formalny także w swoich oczekiwaniach edukacyjnych. Stopnie naukowe oczywiście są ważne, nikt rozsądny nie bagatelizuje przecież wartości nauki, wciąż pozostaje ona solidnym punktem wyjścia. Ale pracodawcy są dziś coraz bardziej otwarci na pracowników, którzy choćby nie mieli wyjątkowego wykształcenia, to są za to totalnymi fascynatami, geekami, a przez to specjalistami pełnymi pasji w jakiejś wąskiej dziedzinie, wartościowej w sensie biznesowym.

Tuż po roku 2000, pisząc artykuł dla jednego z magazynów biznesowych, zapytałem prezesów i dyrektorów firm, jak oceniają przygotowanie do pracy młodych ludzi, którzy właśnie pojawiają się u nich w firmie na etacie. Odpowiedzi były niemal jednoznaczne i często bardzo do siebie podobne:

Szkoły słabo przygotowują ludzi do pracy. Musimy ich doszkalać, tłumaczyć rzeczy, które mogłyby być wytłumaczone na etapie edukacji. Poziom przygotowania jest niski, absolwenci zarówno szkół wyższych jak i średnich przychodzą do nas z wiedzą przestarzałą i nieaktualną, widać, że praktykę zdobywają w oparciu o stare narzędzia i dezaktualizującą się wiedzę.

Minęło 20 lat, a na takie samo pytanie uzyskuję bardzo podobną, jeśli nie taką samą odpowiedź.

Podczas konferencji „Młodzi na rynku pracy” organizowanej przez WCIES w 2022 roku, Elżbieta Bujniewicz-Belka, CFO w Wirtualnej Polsce powiedziała wprost, że źle ocenia szkolne przygotowanie młodych ludzi do pracy, dlatego ona sama, do swojego działu finansowego przyjmuje osoby, które zdobyły już doświadczenie w innych – najlepszych na świecie firmach. W szkole średniej, w liceach nie uczy się tego, by świat postrzegać także przez pryzmat cyfr – zauważyła – a to przecież kluczowe w dziale finansowym takiej firmy, jak Wirtualna Polska.

Podczas tej samej konferencji wypowiadał się również Jan Englisz, ekspert HR z firmy Warta. Również on podkreślał rozdźwięk między światem biznesu, a światem szkoły. Mówił, że…

… podczas rekrutacji w firmie coraz rzadziej patrzy na to, jaką kto skończył szkołę, zwracając raczej uwagę na to, co kandydat lub kandydatka do pracy potrafi robić i w jaki sposób sam lub sama inwestuje w siebie i rozwój swoich kompetencji. Wiedza ogólna jest oczywiście potrzebna i nikt rozsądny jej nie bagatelizuje, ale pracodawcy oczekują raczej specjalistycznej wiedzy w konkretnej dziedzinie, a także pewnej wizji własnego rozwoju, pasji, z którą dana osoba przychodzi i którą chce pogłębiać.

Faktem jest, że świat biznesu zmienia się znacznie szybciej niż świat edukacji. Jacek Santorski, psycholog biznesu oraz dyrektor programowy Akademii Psychologii Przywództwa, ale także spełniony przedsiębiorca powiedział niedawno:  „To co robimy w biznesie jest dzisiaj globalnym laboratorium dobrych praktyk. Zupełnie bez przesady możemy powiedzieć: to w naszych rękach są losy świata”. To wielkie słowa i nawet jeśli by uznać je za bardzo optymistyczne, to warto je wziąć sobie do serca układając programy nauczania oraz reformy systemu edukacyjnego, by nie rozmijać się z rzeczywistością, trzymać się wyników badań, forecastów, opinii ludzi biznesu, przedsiębiorców.

Co mówią młodzi?

Dbając o przygotowanie dzieci i młodzieży do ich pracy w przyszłości warto słuchać nie tylko biznesu, rodziców, przedstawicieli szkoły, ale także samych uczennic i uczniów. Ich zdanie naprawdę powinno się liczyć. Co więcej, niektóre kompetencje dzieci i młodzieży potrzebne w przyszłej pracy już dziś są daleko bardziej wysokie, niż wyobrażenie o tych kompetencjach wśród części doradczyń i doradców zawodowych. Proszę, byście nie odbierali tego Państwo jako uszczypliwość.

Przecież to prawda, że młodzi są dziś znacznie bardziej zaawansowani od starszych pokoleń w zakresie nowoczesnych technologii, które będą wyznaczały zawodowy świat przyszłości. Od młodych lat uczą się programowania, nie znają życia bez smartfona i mediów społecznościowych, internet jest czymś, w czym poruszają się od urodzenia. Nawet jeśli nie jest to pełny pakiet kompetencji, oczekiwany przez pracodawców od pracowników przyszłości, to jest to wystarczająco dużo, by tego nie bagatelizować.

To nie wszystko. Młodzi pracownicy z tzw. pokolenia Z często mają dziś inne myślenie o pracy, niż te doradczynie i ci doradcy zawodowi, którzy są od nich starsi o kilkanaście, a często nawet kilkadziesiąt lat i być może niezbyt dokładnie aktualizują swoje wyobrażenie o realiach biznesowych.

Jeszcze nie tak dawno, bo kilkanaście lat temu pracownicy wielkich korporacji byli w stanie poświęcać swoje życie prywatne dla kariery, dla pracy. Wielu pracowało po kilkanaście godzin dziennie i uważało to za wielką wartość. Dziś są to postawy coraz rzadsze. Generalizując i oczywiście odrobinę upraszczając, najmłodsi pracownicy przychodzą do pracy na tyle godzin, na ile to konieczne i wracają do domu jak najszybciej, by realizować się w swoim życiu prywatnym, w swoich pasjach osobistych. Nie w głowie im poświęcanie się dla firmy. Zresztą, dodać trzeba, że najchętniej wcale do pracy by nie przychodzili, ale wszystkie zadania realizowali zdalnie, z domu, albo i spod drzewa nad jeziorem, sto kilometrów od miejsca zatrudnienia. Możliwość pracy zdalnej przestaje być już bonusem, staje się podstawą, od której zaczyna się rozmowę o pracy.

Oczywiście rzeczywistość gospodarcza na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zmieniła się diametralnie, bezrobocie mamy dziś na bardzo niskim poziomie. Rynek pracy jest rynkiem pracownika, który stawia pracodawcom kluczowe warunki. Osoby nieco starsze, albo bardziej konserwatywne często mają trudności z zaakceptowaniem faktu, że młoda osoba przychodzi na rozmowę kwalifikacyjną w stroju, który niektórzy chcieliby uznać za frywolny.

Kilkanaście lat temu pracodawca poważnie zastanowiłby się, zanim przyjąłby do pracy kobietę pojawiającą się na rozmowie kwalifikacyjnej z odkrytymi ramionami, albo i pępkiem, czy też chłopaka w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. Dziś szef HR z dużej firmy ubezpieczeniowej mówi: „Jeśli ta dziewczyna z odkrytym brzuchem, albo chłopak w hawajskim stroju mają unikalne kompetencje i dowiozą moje założenia biznesowe do celu, to biorę ich natychmiast do zespołu”.

Trzeba też mocno podkreślić, że pokolenie właśnie zaczynające pracę lub przygotowujące się do niej wcale nie jest niemoralne z tego powodu, że ma inną niż starsi wizję dresscode’u. Pokolenie to nie ma też zamiaru dochodzić do zawodowych sukcesów bez pracy, zdaje sobie sprawę z potrzeby angażowania się. Rozumie, że wykształcenie jest ważne, choć wolałoby widzieć w nim więcej elementów mających sens praktyczny.

Ale to po stronie wszystkich, stojących za słowem „edukacja” powinien stać wysiłek zrozumienia, że to właśnie młodzi niosą z sobą nowości, które mają wpływ na naszą przyszłość. Młodzi chcieliby świata nieco innego niż ten, który zafundowały im starsze pokolenia. Woleliby w pracy żyć zgodnie z osobistymi wartościami, móc pracować zdalnie, ubierać się wg własnego gustu, uczyć się przede wszystkim tego, co ich pasjonuje i co potrzebne w ich aktualnym zajęciu, a nie tego co za słuszne uznają politycy; chcieliby szanować środowisko naturalne, dawać sobie i innym możliwość wolnego wyboru w kwestiach zawodowych, mieć wpływ na świat i najbliższe otoczenie, odkrywać to co jeszcze nieodkryte, czuć się szanowanymi ludźmi bez względu na to jakie wyznają poglądy. Nie twierdzę, że wszystkie oczekiwania ludzi młodych trzeba realizować w sposób bezkrytyczny (choć akurat te wymienione powyżej są bardzo szlachetne). Ale z całą pewnością nie wolno ich pozostawić bez echa. Są one warte dużej uwagi.

Tymczasem szkoła publiczna, jaką znamy w Polsce nie bardzo potrafi oderwać się nawet od teatralnego ustawienia ławek w klasie, najlepiej wychodzi jej kategoryczne oczekiwanie przyswojenia sobie przez uczniów jedynie słusznej w jej opinii wiedzy, okopuje się w braku akceptacji dla swobodnego poszukiwania indywidualnej drogi do celu, gani za pomyłki w tym procesie czy w końcu uparcie ocenia w wąskiej skali 1 – 6, często tak bardzo krzywdzącej. Całe szczęście, że chociaż pomysł wprowadzenia jednolitych fartuszków szkolnych sprzed kilkunastu lat poległ wśród społecznych protestów.

W książce pt. „Szkoła na wdechu” wydanej przez WCIES w 2021 r., Jarosław Brodecki, wówczas uczeń szkoły średniej, kierował do nauczycieli m.in. takie słowa:  „To właśnie zadawanie pytań jest motorem napędowym rozwoju. Co z tego, że nie będą Państwo znać odpowiedzi na część z nich? Nie muszą ich Państwo zawsze znać. Mając dostęp do internetu, wraz z uczniem możecie poszukać odpowiedzi na pytanie, które się pojawiło, napisać kilka e-maili do naukowców zajmujących się daną dziedziną wiedzy. A czasami po prostu powiedzenie: nie wiem przez autorytet, jakim dla wielu jest nauczyciel, pozwala przełamać strach obecny w uczniach przed zadawaniem pytań. Strach ten niestety wciąż ma się dobrze w naszym systemie edukacji, przede wszystkim piętnującym uczniów za niewiedzę. A przecież nie ma postępu bez popełniania błędów. Czy tego chcemy, czy nie, są one na stałe wpisane w proces poznawczy”.

Gdy licealistom zadaję pytania o szkolną pracę kreatywną, projektową czy zespołową – często otwierają usta w zdziwieniu. Mówią raczej o suchym podawaniu wiedzy, konieczności uczenia się na pamięć wielkich partii materiału, ogromnych zadaniach domowych, jeszcze większych programach do zrealizowania oraz o nieustających kartkówkach.

Uczennice i uczniowie chcący mieć dobre wyniki i szanse na wymarzoną uczelnię nie mają często żadnego (żadnego!) czasu na aktywny odpoczynek, na spotkanie z rówieśnikami. Poświęcają czas na naukę w domu do późnych godzin nocnych, okradając siebie i bliskich z możliwości budowania z nimi relacji i z szansy na normalny odpoczynek. Tak niehigieniczny tryb życia nie może pozostać bez skutków.

Liczba uczennic i uczniów szkół średnich, przyjmujących leki na depresje, lęki i inne zaburzenia psychiczne przyprawia o zawrót głowy. Na stronie kampanii społecznej Forum Przeciw Depresji czytamy, że stany i zaburzenia depresyjne występują u ok. 2% dzieci i aż u ok. 20% młodzieży! Natomiast policyjne statystyki informują, że w roku 2021, w stosunku do roku 2020 nastąpił ogromny, bo aż 77-procentowy wzrost prób samobójczych wśród dzieci i nastolatków. Tragiczne jest też to, że liczba zgonów w takich sytuacjach wzrosła aż o 19%…

 Nie ma jednego obrazu nauki w szkołach. Niemal w każdej placówce obraz edukacyjny jest nieco inny. Poniżej zamieszczam krótką rozmowę, jaką przeprowadziłem z anonimową (to zrozumiałe) uczennicą jednego z najlepszych w Polsce liceów ogólnokształcących. Trzeba mieć świadomość, że to raczej nie jest reprezentatywna wypowiedź. Jest ona znacznie bardziej optymistyczna niż inne, które odbyłem zbierając informacje do tego artykułu.

Powyższy tekst jest małym fragmentem rozdziału Roberta Jesionka pt. „Świat, w jakim żyjemy, przyszłość do której zmierzamy” i pochodzi z wydanej przez WCIES książki pod redakcją Roberta Jesionka „Praca i kompetencje przyszłości. Wyzwania edukacyjne”. 

Całą książkę w formie pliku PDF można pobrać bezpłatnie, bezpośrednio i bez logowania, klikając w LINK: