Google wprowadza w swojej wyszukiwarce nowe funkcje oparte o sztuczną inteligencję. To odpowiedź na to, co oferuje Bing Microsoftu. Podstawowe założenie? Budowanie wiarygodności i przeciwdziałanie “fejk newsom”.
„Kiedy 14 emerytura?”, „po co woda do espresso?”, „dlaczego niebo jest niebieskie?”. To pierwsze pytania automatycznie uzupełnianie w okienku wyszukiwarki Google, kiedy zacznie się wpisywać „kiedy”, „po co”, „dlaczego”. Jest to też wyznacznik emocji społecznych, bo np. na pytanie z cyklu “kiedy” odpowiedzi dość często się zmieniają. Chyba nie ma internauty, który nie próbowałby takiej zabawy. Ot tak, z nudów nawet. Bo wyszukiwarka internetowa nie może być jedynie szybka, dokładna i wiarygodna. Człowiek musi też czerpać radość z jej używania.
Trochę poważnie o SI
Trzeba to powiedzieć wprost: Google w technologicznym wyścigu związanym z wykorzystaniem sztucznej inteligencji zostało trochę w tyle. Co prawda SI nie jest w biznesie internetowym nowością i dla giganta takiego jak Google jej używanie też jest czymś normalnym. Przecież potężne siły są zaprzęgnięte do wyszukiwania obrazem, ale to wszystko przypomina trochę „pracę na zapleczu sklepu”. Jeżeli tym sklepem jest wyszukiwarka, to przez lata Google nie opowiadało głośno, jak wykorzystuje sztuczną inteligencję. Uznało, że dla jego klientów liczy się efekt końcowy – towar na sklepowej półce, a konsumenta nie obchodzi, jak on się tam znalazł.
– SI od lat cały czas pracuje na korzyść użytkowników, ale nie było to nagłaśniane w taki sposób, aby przeciętny internauta miał świadomość działania, a wręcz istnienia, takiego narzędzia – mówi Marcin Stypuła, właściciel i prezes Semcore.pl. To agencja zajmująca się wsparciem firm w cyfrowym marketingu i pozycjonowaniu stron internetowych.
Zmiany zaszły w momencie, gdy wybuchła gorączka ChatGPT z OpenAI. SI momentalnie stało się modne. Kolejne firmy zaczęły się głośno chwalić jej wykorzystaniem. Także w wyszukiwarkach. Niektóre wykonały krok do przodu i tak jak Microsoft postanowiły mocno zaangażować SI do pracy. Akurat ta firma zrobiła tak ze swoją wyszukiwarką Bing. Początkowo była to opcja dla wybranych, ale niedługo potem Microsoft zintegrował swoją wyszukiwarkę z GPT-4, czyli tym samym modelem, na którym bazuje ChatGPT. Bing za sprawą SI zaczął zyskiwać na popularności, a Google zaczęło tracić. Wiosną tego roku prezes Microsoftu Satya Nadella, ogłosił, że instalacje aplikacji Bing wzrosły czterokrotnie od momentu uruchomienia produktu opartego na SI. Dokładnych liczb nie podał, bo przecież w skali globalnej to Google pozostaje liderem z ponad 90-procentowym udziałem w rynku. Firma analityczna StatCounter zaznacza jednak, że udziały w globalnym rynku wyszukiwarek dla Binga to zaledwie 3 proc.
Mówimy nie tylko o procentach, ale o gigantycznych pieniądzach. Prezes Microsoftu powiedział przecież wprost, że każdy jeden procent zdobytego udziały w rynku to dwa mld dolarów, jakie wyszukiwarka zarobi z reklam. I dlatego Google nie mogło zignorować strzałów ostrzegawczych, które wysyłał im rynek. Takim była np. informacja, że Samsung może w swoich urządzeniach mobilnych instalować aplikację Bing zamiast Chrome. Koreańczycy finalnie zrezygnowali z takich planów. – Ale to był dla Google alarm, że musi zmieniać wyszukiwarkę i dotychczasowe aktualizacje nie są wystarczające. Jest ona powszechna, używa jej ponad miliard ludzi, ale jest czymś co dobrze znamy i wydaje się, że niczym już nie zaskoczy – diagnozuje Marcin Stypuła z Semcore.pl.
Google stawia na walkę z fejkami
Być może zmienią to właśnie wprowadzane nowe funkcje oparte na SI. – Kiedy szukasz czegoś nowego lub szukasz wyjaśnienia pojęcia, możesz natknąć się na termin, którego nie rozumiesz lub po prostu chcesz uzyskać więcej informacji. Aby to ułatwić, wkrótce wprowadzimy ulepszenia naszych odpowiedzi generowanych przez sztuczną inteligencję na różne tematy lub pytania związane z nauką, ekonomią, historią i nie tylko – podało właśnie Google, a w praktyce wyglądać to ma tak, że użytkownik najedzie kursorem na dane słowo i wyświetli się jego definicja i ilustracje.
Jak to działa, pokazano na blogu Google. Gdy wynik wyszukiwania podsuwa informacje zawierające słowo „proton”, jest ono (po najechaniu kursorem) wyjaśniane.
Inna, istotna dla użytkowników zmiana, jest na razie w fazie zapowiedzi. – Wynika z nich, że Google stawia na proponowanie większych, bardziej rozbudowanych i wiarygodnych treści. Problem w tym, że użytkownik często szuka, krótkich odpowiedzi na konkretne pytanie: ile? Jak? Kiedy? Z planów wynika jednak, że ci “leniwi” dostaną to co chcą, a ci szukający pogłębionych odpowiedzi nie będą musieli sami się do nich dokopywać – komentuje Marcin Stypuła z Semcore.
Tu właśnie ma wkroczyć SI. Google chce, aby sztuczna inteligencja, w obszernych artykułach, wyszukiwała odpowiedzi na zadane pytania i je uwypuklała. To akurat ważne nie tylko ze względu na szybkość, trafność wyszukiwania, ale też wiarygodność. Przecież po pierwszym zachwycie nad ChatGPT przyszedł czas na refleksję. Kiedy zaczęto analizować odpowiedzi udzielane przez SI, okazało się, że sztuczna inteligencja myli się, a niekiedy też zmyśla. Badanie grupy internetowej NewsGuard właśnie wskazało, że ChatGPT-4 firmy OpenAI i chatbot Bard Google kiepsko sobie radzą z weryfikacją teorii spiskowych. W bardzo wielu przypadkach, kiedy SI musi przygotować informacje na jakiś temat, a ma podsunięte nieprawdziwe informacje, to z nich korzysta.
Do tych nowości trzeba doliczyć kilka innych, które weszły w życie niedawno. I tak, aplikacja Chrome sugeruje dodatkowe wyszukiwania związane z aktualnie przeglądaną stroną. Czyli jeżeli ktoś akurat czyta o Krakowie, to aplikacja może zaproponować sprawdzenie informacji o miejscowych zabytkach. Dodatkowo użytkownicy Androida mogą teraz przeglądać tematy związane z najpopularniejszymi wyszukiwaniami, które wyświetlają się automatycznie. Jakiś czas temu dodano także funkcję „About this page” (O tej stronie) – to podanie informacji o stronie (a także o źródłach z których czerpie informacje), aby użytkownik mógł sprawdzić jej wiarygodność.
Inna funkcja to “Perspektywy”, gdy po wpisaniu frazy dotyczącej danego wydarzenia Google proponuje zasób artykułów prasowych z różnych źródeł na ten temat. Po to, żeby poznać różne oceny zdarzenia.
– Wyszukiwarkę Google trzeba było rozruszać. Nawet jeśli wprowadzone zmiany są z natury kosmetyczne, to jednak pokazują odbiorcom jedno. “Hej, ciągle dla was działamy i chcemy się rozwijać”. Dla firmy technologicznej nie ma bowiem w kwestii wizerunkowej gorszej rzeczy od tego, aby w opinii publicznej ukuto tezę, że nie chce się rozwijać – ocenia Marcin Stypuła z agencji Semcore.pl.
Źródło: Semcore.pl
Ilustracja: Pixabay
Dodaj komentarz