Fałszerstwa internetowe to plaga, która niesie za sobą wiele konsekwencji. To puste konta kupujących, wyłudzenia danych czy nadzianie się na podróbki, które mają też negatywny wymiar społeczny. Zarabiają na nich grupy przestępcze, które wykorzystują ludzi pracujących za grosze. Jak kupować w sklepach internetowych, aby minimalizować ryzyko oszustwa, ale jednocześnie oszczędzić pieniądze? Dlaczego media społecznościowe to dobre miejsce, aby uzyskać opinię o produkcie, ale wiąże się też to z koniecznością odpowiedzialnego zachowania marek i influencerów?
W wakacje ruszyła kolejna kampania Ministerstwa Cyfryzacji, która ma na celu wzmóc czujność konsumentów na cyberzagrożenia. Tym razem uwaga społeczeństwa miała zostać skupiona na fałszywych sklepach, niebezpiecznych załącznikach, oszustwach związanych z szybkimi przelewami i naciąganymi promocjami. Kampania realizowana jest we wszystkich najpopularniejszych środkach przekazu – w radiu, telewizji, ale też – co oczywiste w przypadku zakupów przez internet – w mediach społecznościowych. To tam konsumenci zdobywają najwięcej informacji dotyczących produktów i szukają najlepszych cen.
– Edukowanie jest bardzo ważne. W tym przypadku robi to ministerstwo, ale i sprzedawcy powinni choćby w swoich mediach społecznościowych pamiętać o tym, żeby dbać o poszerzanie wiedzy swoich klientów. Raz “złowiony w sieć” przez złodzieja już może nie wrócić do zakupów przez internet – mówi Tomasz Niedźwiecki, twórca i prezes platformy TakeDrop.pl, w której można założyć sklep internetowy w formie dropshippingu, czyli bez konieczności posiadania magazynu i własnoręcznej wysyłki towaru.
I dodaje: Szczególnie dotyczy to tzw. pokolenia silver, czyli ludzi po 60 roku życia. W pandemii duża ich część nauczyła się robić zakupy online. Są jednak bardzo ostrożni – co się chwali –-, ale też często nadmiernie nieufni. Łatwo ich zrazić i szybciej podejmą decyzję, aby pójść do sklepu stacjonarnego. Młodszych też trzeba jednak edukować. Zbyt często poddają się rutynie, którą wykorzystują złodzieje. Warto też pamiętać, że zła sława nie ciągnie się tylko za konkretnym oszustem, ale może przykleić się też do uczciwej większości – zazancza Niedźwiecki.
Zgłoszenia o incydentach w sieci, niebezpieczeństwach czy wprost o cyberprzestępstwach zbiera zespół CERT Polska, który działa w strukturach NASK – Państwowego Instytutu Badawczego i współpracującego z Ministerstwem Cyfryzacji w kampanii dotyczącej fałszywych sklepów online. Z raportu CERT wynika, że w 2022 roku odnotowano 322 479 zgłoszeń incydentów w internecie, z czego prawie 40 tys. dotyczyło cyberbezpieczeństwa – to ponad 34-procentowy wzrost w porównaniu do roku poprzedniego.
Podkreślono, że przestępcy podszywają się pod instytucje państwowe, banki i dostawców różnych usług, ale też platformy sprzedażowe. Jak zaznaczono w kampanii “cyberoszuści nie mają wakacji”. Można pójść jednak jeszcze dalej. Czekają na żniwa, które w ich przypadku odbywają się jesienią, gdy zdecydowanie wzrasta liczba transakcji w sklepach online.
Internetowe promocje – tak, wypaczenia – nie
Jak uniknąć rozczarowań wynikających z zakupu podróbki, nie stać się ofiarą wyłudzenia lub nie wyczyścić sobie konta klikając w fałszywy link? CERT Polska od ponad trzech lat prowadzi listę, na którą sukcesywnie wprowadzane są nieuczciwe portale internetowe. Tylko w ubiegłym roku zostało na niej umieszczonych ponad 40 tys. domen. Zadajmy sobie jednak pytanie: “Czy sprawdzamy strony na tej liście, gdy kupujemy coś w danym sklepie po raz pierwszy?”. Odpowiedzi nietrudno się domyślić. Niestety.
Jak opisuje Tomasz Niedźwiecki z TakeDrop.pl internet jawi się jako miejsce, gdzie można liczyć na ciekawą promocję. I to jest prawda. Wielu sprzedawców prowadzi działalność, w której mocno optymalizują koszty stałe – magazynowanie czy proces logistyczny. Jak np. przy dropshippingu, przy którym nie potrzeba nawet rąk do pakowania produktów, bo dzieje się to gdzieś w magazynie, który zajmuje się tym dla tysięcy sklepów. Koszty są niższe, więc można walczyć cenowo.
– Jednak gdy wejdziemy na stronę, która oferuje na każdym produkcie zniżki na poziomie 90% i coś, co powinno kosztować kilkadziesiąt złotych możemy kupić za grosze, to już pierwszy sygnał, że albo ktoś chce okraść nas z niewielkich kwot i tym samym liczy, że nie podejmiemy dalszych działań np. zgłaszając sprawę na policję lub chce nam wcisnąć podróbkę – mówi Niedźwiecki i zaznacza, że nie każda zadziwiająco niska cena to oszustwo. Mogą one być wabikiem, próbą wylansowania jednego lub dwóch produktów, które w wiralowo przemkną przez internet i zwrócą uwagę na konkretny sklep.
– To kuszące, ale trzeba wtedy pójść za głosem rozsądku. Sprawdzić opinie o sklepie, które w przypadku oszustów są chętniej wystawiane niż te pochlebne. Dalej – co jest już trudniejsze – sprawdzić np. jak realizowane są płatności. Fałszywym sklepom zależy tylko i wyłącznie na szybkim zdobyciu pieniędzy – przestrzega Niedźwiecki z TakeDrop.pl.
Zdaniem Ministerstwa Cyfryzacji charakterystyczne dla wyłudzających sklepów jest to, że płatność można zrealizować jedynie przelewem bankowym. W takim przypadku odzyskanie pieniędzy jest trudniejsze niż przy płatności kartą. Również dodanie innych sposobów płatności z reguły wiąże się z procedurą sprawdzającą podmiot przez instytucje, które mają je w ofercie jak np. Blik czy PayPal.
Influencer musi być nauczycielem
Na co trzeba jeszcze uważać? Na pochopne zakupy dokonane pod wpływem tego co zobaczyliśmy w mediach społecznościowych. To ważny kanał promocji, bo już 80% konsumentów właśnie tam szuka inspiracji czy sprawdza opinię. W przypadku najmłodszych już ponad 90% kupujących podejmuję decyzję m.in. dzięki filmikom na TikToku czy Instagramie. Jednak dane z badania przeprowadzonego przez Portsmouth University są sygnałem ostrzegawczym przed fałszerzami, którzy wykorzystują popularność twórców internetowych do sprzedawania podróbek. W Wielkiej Brytanii około 22% konsumentów aktywnych w mediach społecznościowych kupiło “coś na kształt produktu” promowanego przez influencerów.
– W zdecydowanej większości to nie twórcy internetowi zachwalali podrabiany towar. Natomiast fałszerze, wykorzystując trendy i viralowe filmiki, wrzucali do sieci swoje produkty, które przypominały te promowane przez influencerów. Cenowo takie kosmetyki do makijażu, perfumy, ubrania, są kilkadziesiąt procent tańsze niż te które faktycznie zostały zrecenzowane w mediach społecznościowych. Jednak ich reklama wyświetliła się użytkownikom kilka chwil po tym jak obejrzeli wideo z influencerem. Łatwo wejść na taką ścieżkę zakupu i nieświadomie zakupić niesatysfakcjonujący produkt – opisuje Michał Jeska, CEO oyou.me, polskiej firmy wprowadzającej na polski rynek rozwiązanie VD2D, czyli innowacyjny model współpracy marek z influencerami pod postacią sklepów butikowych z wykorzystaniem rozwiązań web3.
I dodaje, że to też spore zagrożenie dla samych influencerów. To oni budują swoją społeczność i opierają się na więziach wytworzonych miesiącami. Dla użytkowników mediów społecznościowych są czymś na kształt przyjaciół, którym ufają przy zakupach.
– Jeśli kupią coś co nie spełni ich oczekiwań pod względem jakości lub padną ofiarą wyłudzenia, to pierwsza złość zostanie przekierowana na polecającego. Trudno zarządzać takimi emocjami i tłumaczyć każdemu z osobna, że promowali przecież oryginał, a z fałszywką nie mają nic wspólnego. Dlatego już na etapie tworzenia recenzji czy reklamy powinni zatroszczyć się o sferę edukacji lub odpowiednio zabezpieczyć swoich obserwujących przed podróbkami – przestrzega Michał Jeska z oyou.me.
Szczególną uwagę należy zwrócić na najmłodszych. Według brytyjskiego badania osoby w wieku od 13 do 16 lat są trzy razy bardziej skłonne do zakupu podróbek niż kupujący w wieku od 34 do 60 lat. Co ciekawe, część podrobionych zakupów była przeprowadzana świadomie. Konsumenci mieli bowiem skłonność do moralnego usprawiedliwiania nieoryginalnych zakupów. Choćby ze względu na takie czynniki, jak wysokie ceny produktów pochodzących bezpośrednio od marek. Tutaj też spora jest rola mediów społecznościowych. W sieci istnieje wiele kont, które ma ogromne zasięgi i bez skrupułów promują wprost fałszywki.
Według badania przeprowadzonego przez unijny Urząd ds. Własności Intelektualnej podróbki, takie jak torby, ubrania i artykuły elektryczne, kosztują firmy z siedzibą w UE nawet 60 miliardów euro i wiążą się nawet z utratą 430 tys. miejsc pracy każdego roku.
– Wyobrażam więc sobie akcję influencera i marki, która uświadomi obserwującym jakie konsekwencje niesie kupno fałszywych produktów. Tego, że podróbki często są wytwarzane w fabrykach, które nie spełniają norm bezpieczeństwa. Płaca jest w nich głodowa, zmuszone do pracy są dzieci, a wykorzystywane w nich materiały mogą źle wpływać na zdrowie. Warunek? Pełna odpowiedzialność marek za słowo. Użytkownicy mediów społecznościowych z lubością wykażą bowiem ich hipokryzję. Musisz być “czysty”, aby o czystość walczyć i dopiero wtedy możesz przekierować rolę edukacyjną na influecnera – podkreśla Michał Jeska z oyou.me, który przypomina, że udanych kampanii społecznych było kilka. Niektóre stały się wręcz internetowymi wiralami jak np. akcja zorganizowana przez OLX. – O bezpieczeństwie w internecie, rozsądnych transakcjach i etycznych zakupach można mówić mądrze, ciekawie, ale też i z humorem, a to buduje też pozytywny obraz marki czy influencera. Na edukacji można po prostu “robić też” zasięgi – dodaje.
W szczegółowych badaniach przeprowadzonych przez Portsmouth University możemy przeczytać, że według użytkowników mediów społecznościowych, którzy wykorzystują ten kanał do zakupów, “ich influencerzy” szczerze oceniają produkty (66%). Wierzą, że są bezpieczne i oryginalne (68%) i dwa razy częściej je kupują (58%) od tych, którzy nie zaglądają na Instagrama czy TikToka.
– Influencerzy i marki powinny ten efekt wykorzystywać i udostępniać fanom takie narzędzia, które ułatwią sprzedaż promowanych produktów i ograniczyć wpływ “reklam” tworzonych przez fałszerzy. Jak? Są dwie drogi. Bezpośredni link, który przeniesie do sklepu marki. Twórca internetowy może stworzyć też swój butik internetowy. Sklep, w którym będzie sprzedawał jedynie produkty, które sam przetestował i bierze odpowiedzialność za jakość i pochodzenie – radzi Michał Jeska z oyou.me
Źródło: oyou.me
Ilustracja: Pixabay
Dodaj komentarz