Konsekwencje sztucznej inteligencji właśnie nadchodzą

Dariusz Duma

Na wszystkie niepokoje odnośnie tego, że sztuczna inteligencja może się okazać zagrożeniem dla naszych miejsc pracy, stanowisk i profesji, na ludzki lęk, że AI dramatycznie zmieni nasz świat, zacytuję Wojciecha Młynarskiego: „Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom, bądźmy jak te stare wróble, które stracha się nie boją” – mówi Dariusz Duma, filozof w świecie biznesu.

Wyzwania i niebezpieczeństwa związane ze sztuczną inteligencją – wszystko to jest prawdą, tylko że popatrzmy, świat zmienia się od zawsze, 70 lat temu iluś ludzi umierało na chorobę Hainego-Medina, a przy porodach śmiertelność była znacznie większa niż dzisiaj, elektryfikowano wiele miejscowości w Polsce i zwalczano analfabetyzm. To co mówi się dziś o wydłużeniu średniej długości naszego życia, to się bierze z tego, że kiedyś było w nim znacznie więcej przypadku. 70 lat temu na rolników napadali zbójcy i jadąc z Radzymina do Warszawy z serami i jajkami trzeba było się organizować w większe grupy, bo naprawdę można było stracić życie. A przecież w pamięci mamy jeszcze epidemie hiszpanki i innych tego typu zaraz. Zmierzam do tego, że my słusznie boimy się zmian, utraty wielu rzeczy, które mamy, do których jesteśmy przyzwyczajeni i to dotyczy także pracy, oszczędności, czy majątku. Natomiast zapominamy, że jeszcze całkiem niedawno można było naprawdę stracić wszystko i że życie było w dużo większym stopniu ruletką niż teraz. Myślę, że trzeba docenić niektóre pewności, które są obok oczywistych niepewności.

Jeśli chcesz, kliknij w ilustrację i wysłuchaj materiału w formie podcastu. Fragment rozpoczyna się w 13 minucie i 18 sekundzie (13:18).

Odwieczna niezmienność zagrożeń

Przełomowe odkrycia zawsze rodziły niepewność i niepokój. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że historia myśli ludzkiej pamięta rozważania traktujące o tym, że jeśli powozów będzie tak szybko przybywało, to „końska kupa” przykryje świat. Później ludzie się bali, że z kolei samochody spowodują ogromny tłok na drogach. A gdy już się nam wydaje, że dalej nie można pójść i że się nie da nic nowego wymyślić, to nagle pojawia się jakiś przełomowy wynalazek i następuje coś, co w teorii nauki nazywa się zmianą paradygmatu.

Wszystko to oczywiście nie znaczy, że mam w sobie totalny spokój w temacie sztucznej inteligencji, o której rozmawiamy. Powiem więcej, mam w sobie dodatkowy niepokój w obszarze modyfikacji genetycznych. Bo to są dwie istotne rzeczy, które mogą nam bardzo dużo pozmieniać, a nawet może nam coś nie pójść i to na poziomie cywilizacyjnym, doprowadzając wręcz do śmierci naszej cywilizacji. Cywilizacje przecież upadały…

A zatem, jakiś niepokój mam, ale zaraz za nim pojawia się pytanie, bardzo dla mnie ciekawe pytanie filozoficzne: Na ile my mamy się martwić o świat po naszej śmierci? Co wtedy będzie?  I od razu sobie odpowiadam: Jak to – co będzie? Będzie NIC i wszystko przestanie mieć znaczenie. Moim zdaniem jest to czynnik, który wśród tych niepokojów jednak uspokaja.

Znikające profesje

Mówi się, że znikną niektóre zawody, w których wciąż dziś pracujemy. Ale zobaczmy, że na naszych oczach sporo zawodów już przecież poznikało – no i co? Dla mnie najśmieszniejszym przykładem jest encyklopedia. Pamiętamy przecież ludzi, którzy chodzili i sprzedawali Encyklopedię Brytanicę, mówiąc nam, że dom bez encyklopedii nie istnieje. A dziś uśmiechamy się do tego, bo te księgi okazały się po latach jakimś rodzajem mebli i nikomu do głowy nie przychodzi, by czynić z nich jakiś poważny byt, co najwyżej zabytek. A jednocześnie, nawet zachowując polską specyfikę, zobaczmy ile miejsc pracy w ostatnich dziesięciu latach wygenerowała gastronomia. Kiedyś w miasteczku średniej wielkości były trzy restauracje blisko rynku i koniec, bo każdy gotował w domu. Aż tu nagle dożyliśmy czasów, w których ludzie coraz częściej chodzą do takich miejsc, powstają też lokalne browary, wytwórnie niezliczonych napojów, soków, diet pudełkowych itp. Ta sytuacja oczywiście generuje sporo miejsc pracy dla ludzi, którzy to wszystko nie tylko produkują, ale także wymyślają kolejne nowe rodzaje soków jabłkowych, którzy wymyślają markę, strategie itd. Co ciekawe dzisiaj olbrzymi procent młodzieży ze szkół średnich marzy o karierze kucharza. Oczywiście za tym idzie ofensywa medialna, kreująca kucharza na jakiś rodzaj bohatera. Kiedyś kucharz kojarzył się z kimś, kto kroił ziemniaki i gotował zupę. Dzisiaj mamy kucharzy kultowych. Dlaczego tak jest? Bo ludzie zaczęli żyć innymi rzeczami. To sprawia, że mamy pewien rodzaj równowagi społecznej.

Dariusz Duma, foto: Robert Jesionek

Oczywiście pojawia się bardzo ciekawe pytanie, mianowicie – co z menedżerami, co z liderami? I tutaj, prawdę mówiąc, też bym się nie niepokoił. Nawet jeżeli pewne czynności związane z koordynowaniem wysiłku ludzi w jakimś stopniu się zautomatyzują i przejmie je sztuczna inteligencja, to dwie rzeczy będą narastały. Pierwsza z nich, to zagospodarowywanie ludzkich emocji oraz generowanie energii i entuzjazmu do działania. To moim zdaniem jest bardzo ważne, bo rosnąca samotność ludzi, czy bierność wynikająca z obcowania ze smartfonem nie mogą trwać wiecznie. Widzę tu potężne obszary pracy dla coachów, czy psychologów. Nawet mimo mojego osobistego dystansu do zawodu coacha widzę, jak ludzie coraz mniej potrafią chcieć, czuć, zatroszczyć się o to, by zdobyć to, czego chcą. Do tego wszystkiego coraz częściej potrzebują protezy w osobie KOGOŚ. Na poziomie indywidualnym to oczywiście może być psycholog, czy coach, natomiast na poziomie RAZEM – czyli w firmie, w zespole – będzie potrzebny szef. Oczywiście on mniej będzie się zajmował organizowaniem pracy, bo przecież software do zarządzania projektami jest coraz bardziej inteligentny. Natomiast, żeby ludziom chciało się chcieć, rozmawiać – w tym będą pomocni liderzy. To widać choćby w firmach IT, gdzie indywidualnych geniuszy nam naprawdę nie brakuje. Ale tych, którzy potrafią zorganizować geniuszy RAZEM ciągle jest za mało. Tych, którzy potrafią porozmawiać z ludźmi, zrozumieć o co im chodzi i przełożyć to na język strawny dla maszyny – tych brakuje ciągle. Dlatego dla liderów widzę dużą i ważną rolę, myślę też, że ich znaczenie będzie rosło.

Wizje ludzi, czy wizje maszyn?

No i w końcu kolejne pytanie – kto będzie wymyślał wizje dla świata? Czy my nauczymy sztuczną inteligencję robić to za nas? A nawet jeżeli tak, to kto będzie uczył ją, kim będą ci nauczyciele? To jest bardzo ciekawe np. w kontekście rynku translatorów. W tej chwili wszystkie one zaskakują swoją dokładnością, uczą się w niesamowitym tempie, są świetne. Ale czy za 20, albo 50 lat nie dojdziemy do momentu, w którym tylko maszyna będzie umiała tłumaczyć? Kto wtedy będzie uczył maszynę? Kto w takiej sytuacji dostrzeże zmiany języka? – czy wciąż maszyna? Przecież gdzieś w głębi musi być ktoś, kto zaprogramuje jej mechanizm, algorytm.

Jako filozof widzę to jako rodzaj powtarzających się schematów w historii ludzkości. Starożytni filozofowie greccy wprost mówili o tym, że wszystko na świecie ma przyczynę. A skoro tak, to cofnijmy się w ciągu przyczyn do samego początku i zauważmy, że gdzieś tam musi być ta przyczyna pierwsza, o której filozofowie mówią, że to jest bóg. To daje się przenieść na nasze dzisiejsze rozważania o sztucznej inteligencji. Można powiedzieć, że jeśli jakaś maszyna coś umie robić, to od czegoś lub od kogoś musiała się tego nauczyć. Ta poprzednia również od czegoś lub od kogoś musiała się nauczyć, ktoś ją musiał zaprogramować. Pozostaje pytanie, kto będzie pierwszym programistą, który nad tym wszystkim jakoś panuje, uruchamia ten nieskończony ciąg przyczyn? Fantastycznie, że sztuczna inteligencja umie dzisiaj rozpoznawać raka skóry, tylko kto jej dał pojęcia: „rak”, „leczyć” „życie” „pragnienie życia” itd. Tu zawsze będą potrzebni ludzie.

Czy komputery są etyczne?

W tym miejscu trzeba koniecznie podkreślić kwestię norm prawnych i etycznych. Bo przecież wiadomo, że maszyna etyki nie ma choc może miec rozumowania wyglądające na etyczne,… Dlatego uważam, że potrzeba refleksji na tym poziomie będzie narastała. Ona zresztą już jest, co widać na przykładzie rozważań o autonomicznym samochodzie. Ten samochód rozwinąłby się o wiele szybciej, tylko, że właśnie w grę zaczynają wchodzić kwestie wyboru. My w sytuacjach podbramkowych, gdy jest np. gołoledź i wpadamy w poślizg, reagujemy automatycznie, nie zastanawiamy się czy uderzyć w staruszka, w dziecko, czy w drzewo, a jeśli w drzewo, to częścią od strony pasażera, czy od kierowcy. Człowiek takich wyborów nie dokonuje świadomie, on zazwyczaj reaguje impulsywnie, automatycznie.

Pozostaje więc pytanie, kto będzie odpowiadał za błędy samochodu, albo – jeszcze lepiej – kto się odważy do programu sztucznej inteligencji włożyć zasadę decydującą o tym, że jeśli auto będzie miało wybór między uderzeniem w drzewo, uszkodzeniem staruszki, albo dwójki dzieci, to zadecyduje wg ustalonych wcześniej priorytetów. A zatem odpowiedzmy sobie na pytanie, od kogo zaczynamy wypadek – od staruszka…? Ale sztuczna inteligencja w momencie, w którym już dotrze do faktu zbliżającej się kolizji będzie musiała podjąć jakąś decyzję, nie zareaguje jak człowiek, czyli impulsywnie. To co, zamontujemy tam rzut kostką…? Moim zdaniem ludzkość na te pytania będzie musiała sobie odpowiedzieć.

Podobnie jest z prawem autorskim. Komu je przyznać – automatycznemu translatorowi, czy właścicielowi maszyny na której działa, a może temu, kto stworzy to oprogramowanie? A może jeszcze komuś innemu – właścicielowi dzieła oryginalnego? Kto zatem będzie właścicielem dzieła przełożonego? Pytania się mnożą.  Jeśli więc sztuczna inteligencja za chwilę będzie pisała wiersze, powieści i piosenki, to trzeba też postawić pytanie – czyje to będzie dzieło? Tych dramatów między sztuczną inteligencją, prawem i etyką będziemy doświadczali coraz więcej.

Etyka ze sztuczną inteligencją mieszają się również w znanych ostatnio historiach związanych z nieuprawnionym wpływem na wyniki wyborów prezydenckich w USA. Chociaż…. nie ściemniajmy, że tylko w USA…. To jest doprawdy urocze, że my się o tym dowiadujemy po fakcie. Przecież można być niemal pewnym, że tego typu rzeczy dzieją się w większości krajów, w których ludzie potrafią posługiwać się narzędziami elektronicznymi….

I jeszcze, zastanówmy się czy to o czym mówimy, że miało miejsce w USA w ogóle jest manipulacją, czy też można by to nazwać wyrafinową sztuką przekonywania? No bo jeżeli ktoś zaczyna nas coraz lepiej rozumieć – nawet jeśli jest maszyną – i dostraja argumenty do naszej struktury myślenia i działania, to może jest tak, że dopóki ten ktoś nie wpływa na nas farmakologicznie, albo szantażem, to on szanuje naszą wolność, może on nam tylko podsuwa argumenty?

Może więc my po prostu zaczynamy rozmawiać o umiejętności życia w czasach, w których maszyny do kuszenia stały się dużo bardziej wyrafinowane? To by znaczyło, że należy sobie odpowiedzieć – oczywiście pod warunkiem, że chcemy mądrze żyć – jakimi kompetencjami należy się kierować, żeby nie dać się zwieść. „Nie dać się zwieść” – to jest kompetencja stara jak świat, tylko, że inaczej kuszono nas w średniowieczu, inaczej w dobie „Playboya”, a inaczej kusi się w dobie sztucznej inteligencji.

Młode pokolenie w świecie wartości

Przechodząc do kwestii wartości, jako odpowiedzi na te pokusy, a także jako czegoś, co może się pojawić choćby w kontekście współpracy zespołowej, czy poczucia autonomii… Weźmy pod uwagę młode pokolenia. One mają większe poczucie autonomii niż my, nieco starsi. Nie tak łatwo ich nabrać, nie tak łatwo ich poruszyć. Młodzi nie tak łatwo angażują się w byle co. A nawet jeśli się angażują, to wycofanie z ich strony może być bardzo szybkie, niemal automatyczne. Dlaczego? Bo wychowywali się w innym świecie, dostosowali się. To zresztą może być dowód na inteligencję „ludzkiego mięsa”. Młodzi odrobili pewną lekcję. My tych rzeczy niesionych przez nową rzeczywistość uczymy się trudniej, taki jest los wszystkich starszych. Jest taka przepiękna definicja ludzkiej starości, którą bardzo lubię: Starość zaczyna się wtedy, gdy przestajesz krytykować starszych i zaczynasz krytykować młodszych…

Doświadczenia młodych dają nam sporo do myślenia. Chociażby bazowe  spostrzeżenie, że młodzi urodzili się w czasach, gdy internet już istniał i ten fakt był dla nich oczywisty. To naprawdę zmienia stosunek do świata i jego obraz. Bo nagle okazuje się, że istnieje sieć informacyjna, która daje ci wszystkie zasoby i możesz z nich bez większych ograniczeń korzystać.

Kolejna rzecz zmieniająca nasz obraz świata, to poczucie, że dzięki telefonowi komórkowemu każdy znajomy jest dostępny ilekroć tego chcesz. To zmienia dużo jeśli chodzi o szacunek dla innych ludzi, czy też o naturę spotykania się. Dla nas oczywiste jest, że jeśli spotykamy się z kimś, to trzeba się przywitać i pożegnać. Ale jeśli ktoś ma ciągłą obecność kogoś na jakimś komunikatorze, to po co się witać, czy żegnać, przecież całe życie jest jednym wielkim spotkaniem. Młodzi ludzie często naprawdę się nie witają ani nie żegnają, tylko po prostu kontynuują rozmowę.

Nowa struktura komunikacji

Kolejna rzecz, to oduczanie się rytmu „wstęp – rozwinięcie – zakończenie”. Nas w szkole uczono, że większość komunikatów powinna mieć właśnie taki schemat. Tymczasem SMS takiego schematu nie ma. Spotkanie też nie musi go mieć. Film w zasadzie też nie. Wszystko się skraca – artykuły w gazetach, książki, wątki… Żeby książka była dzisiaj ciekawa, trzeba warstwy jej tekstu przedzielać przynajmniej pustą przestrzenią, albo rysunkiem, żeby całość stawała bardziej strawna. Gazeta jako płachta tekstu to jest obciach. Kino się temu opiera, wciąż mamy dwugodzinne filmy, ale zobaczymy jak długo jeszcze. Już są próby, by film był podzielony na 3 lub 4 segmenty, bo warunki życia sprawiają, że zdolność utrzymania uwagi na jednym długim wątku staje się trudna.

Mamy tyle bodźców, że gubimy umiejętność czekania, co z kolei dużo zmienia w relacjach, dlatego zmienia się natura naszych związków. Pojawia się złudzenie, że na wszystko jest apka, czyli że na wszystko może być jakieś proste rozwiązanie. Coraz częściej mamy do czynienia z nieumiejętnością czekania, cieszenia się. Spodziewamy się instrukcji, które nam coś zagwarantują, obiecają. I gdzieś na końcu okazuje się, że wprawdzie to my zmieniamy technologię, ale ta technologia zmienia również nas.

Dobro w służbie złego

Musimy też pamiętać, że im potężniejsze narzędzie, tym większa pokusa jego niewłaściwego wykorzystania. To daje również dużo większą okazję dla manipulacyjnych liderów. Im większy wynalazek, tym więcej jest koniecznej odpowiedzialności w używaniu go, ale też tym większa pokusa, by ktoś go wykorzystał niedobrze. Wymyślamy dynamit, który można użyć w kamieniołomach, albo w przemyśle wojennym. Czy możemy mieć gwarancję, że nikt nie użyje sztucznej inteligencji do złych celów? Przeciwnie – możemy być pewni, że ktoś to zrobi.

Dariusz Duma, foto: Robert Jesionek

W swojej pracy doradcy, konsultanta biznesowego, a także w pracy na uczelniach, w programach dla menedżerów i liderów, które buduję i prowadzę, kieruję się raczej wartościami bardziej konserwatywnymi, bez szczególnego dotykania obszarów sztucznej inteligencji. Dlaczego? Bo wierzę, że – w znaczeniu strukturalnym – wszystko już było. Wiele razy w historii ludzkości były przełomowe wynalazki, które zmieniały bardzo dużo, a jednak ludzka natura przetrwała nie zmieniając się aż tak bardzo. Uważam, że podglądanie  wzorców przeszłości ma głęboki sens. Uczmy się od tych, którzy byli przed nami, bo oni przecież też mieli szokujące doświadczenia. Można by tu wymieniać mnóstwo rzeczy: wspomniany dynamit, elektryczność, fale radiowe, telewizję, samolot, antybiotyki… Przecież w jakiś sposób sobie z tym jako ludzkość poradziliśmy.

Człowiek i jego dobro

Ważne jest, by próbując zrozumieć świat i zastanawiając się nad przyszłością, podglądać to, co wydarzyło się do tej pory. Na poziomie intelektu i poznawczo należy orientować się w tym co się dzieje, stawiać hipotezy i patrzeć w przyszłość. Ale na poziomie pewnych umiejętności wewnętrznych, emocjonalnych, trzeba analizować modele i schematy reagowania, które ludzkość ma już wyćwiczone. Zresztą… Co do natury ludzkiej jestem optymistą. Mamy w historii ludzkości i myśli ludzkiej ileś rzeczy, które mogą nas uspokajać. Pierwsza z nich, to raczej dobro natury ludzkiej, niż jej zło. Nie bez przyczyny filozofowie mówili, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Wierzę w to, nawet jeśli filozofowie ci często byli wyśmiewani.

I pytam, razem z  G. W. Leibniz’em: Jeżeli ten świat nie jest najlepszy, bo przecież tyle w nim zła, to w takim razie – skąd w nim tyle dobra? Gdybyśmy sobie powiedzieli, że człowiek to egoistyczna istota, która dąży tylko do zła, to w takim razie skąd się biorą ci, którzy robią tyle rzeczy dobrych? Zło jest krzykliwe, dobra często po prostu nie widać… a „ludzi dobrej woli jest więcej” – jak śpiewa Czesław Niemen

Wahadło dziejów

Druga rzecz o której chcę powiedzieć, jest jeszcze bardziej filozoficzna. Mianowicie, tak się jakoś historia układa, że często na poziomie metafory mówimy o tzw. wahadle dziejów. Gdy się to wahadło dziejów wychyli w jedną stronę, to natura ludzka sprawia, że zaraz potem szukamy równowagi po drugiej stronie. Mówi się – „świat post-prawdy”, płynnej ponowoczesności… Ale jednocześnie jest wiele ruchów, które szukają prawdy aż do bólu. Prawdy produktu, prawdy w ekologii, w relacji do zwierząt, do innych ludzi, do samego siebie.

Nie bez powodu filozofowie mówią, że zawsze jest teza, potem jest antyteza, ale ta antyteza jest po to, by mogła powstać synteza na nowym poziomie. Historia rozwija się przez dialektyczny ruch tego wahadła, które przenosi nas na coraz wyższe poziomy. I ja w to wierzę. Uważam, że jeśli mamy wychowywać liderów, to właśnie ludzi, którzy rozumiejąc przeszłość zdolni są tworzyć wizje przyszłości i walczyć o nią, mając do tego zasoby i umiejętności. Skąd mieć te zasoby i umiejętności? Jak ich nauczyć, skoro przed nami są rzeczy, których jeszcze nigdy nie było? Zaproponuję: zajrzyjmy w przeszłość, zobaczmy jak było, bo coś z tego może nam się przydać w przyszłości.

Na koniec chcę powiedzieć, że lubię  metaforę kleszcza, która dużo wnosi w kontekst tych naszych rozważań. Otóż kleszcz z punktu widzenia zasobów jest śmieszny, malutki, rozumku też nie ma za dużo. Można powiedzieć, że jest trochę jak my wobec przyszłości, która momentami nas przeraża, a na pewno przerasta. Natomiast kleszcz konsekwentnie robi dwie rzeczy: umie czekać i jest przygotowany. I kiedy przychodzi właściwy moment, on nie zastanawia się co ma robić, bo on WIE. Doczekał przygotowany…

To jest logika mądrego rozwoju, myślenia, uczenia się i chyba mądrego życia, prawda?…

Dariusza Dumy wysłuchał i jego myśli spisał Robert Jesionek

Artykuł pochodzi z większej całości:

Weekendówka dla Liderów Nr 1

Fotografie: Robert Jesionek

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*