(z dedykacją dla mojej Żony Mai)
Przez prawie 25 lat moja żona namawiała mnie, byśmy się zapisali na kurs tańca. Bardzo się ociągałem, ale Maja była cierpliwa. Moja pozytywna decyzja rodziła się powoli, ale teraz wszystko dzieje się nad wyraz szybko. Dokładnie tak, jak w fokstrocie, od którego zaczęliśmy naukę tańca:
w o l n o … w o l n o… szybkoszybko…
Na pierwszej lekcji tańca (przedwczoraj) oboje byliśmy zachwyceni. Zamiast czekać tydzień do kolejnego spotkania, już następnego dnia poszliśmy do szkółki, by skorzystać z dodatkowego treningu. Teraz trochę odpoczywamy, bo mięśnie uruchomione dość intensywnie przypominają o sobie w formie tzw. zakwasów. Był trening, trzeba odpocząć. Sekwencja fokstrota powtarza się zatem kolejny raz:
w o l n o … w o l n o… szybkoszybko… w o l n o … w o l n o …
Mój idol i nie tylko niedzielne natchnienie – święty Benedykt z Nursji – ukuł znane powiedzenie ora et labora, czyli módl się i pracuj. Rzadko się mówi o tym, że jego pełna wersja posiada też trzecie słowo zachęty, mianowicie odpoczywaj. Właśnie tak: Módl się, pracuj, odpoczywaj! Rozsądna troska o każdy z tych elementów: duchowość, aktywność w pracy i relaks są o tyle cenne, co i trudne do realizacji i jako takie wymagają zaangażowanej uwagi.
Św. Benedykt doskonale zdawał sobie sprawę z ludzkiej kondycji, nie zaprzęgał swoich mnichów do roboty ponad ich siły, ale też dbał o to, by nawet odpoczynek był jak najbardziej sensowny, a nie pusty. W zakonnej „Regule” pisał, że mnisi wówczas mogą się czuć prawdziwymi mnichami, gdy żyją z pracy swoich rąk. Podkreślał jednak wyraźnie i to już w kolejnym zdaniu dokumentu: We wszystkim należy zachować umiar ze względu na tych, którym brak siły ducha. Z drugiej strony, nawet wtedy gdy zalecał lekturę to jednocześnie radził, by zadbać o to, czy nie znajdzie się kto opieszały, kto nic nie robi albo gada, zamiast pracowicie czytać, i nie tylko sam nie odnosi żadnego pożytku, lecz jeszcze innych rozprasza.
Benedykt był niezwykle mądry, rozumiał człowieka. Potrafił podzielić dzień na wyraźne części poświęcone utrzymywaniu się z pracy, życiu duchowemu, relaksowi. Restrykcyjnie egzekwował pilnowania się takiej zasady, ale jednocześnie – i to jest u niego bardzo znamienne – na każdym kroku, czy to w czasie pracy, czy długich modlitw podkreślał: Ale gdyby ktoś rzeczywiście nie mógł czegoś zrobić zgodnie z zaleceniem, niech zrobi mniej…. Ale gdyby ktoś nie czuł się na siłach, niech nie przesadza… Ale gdyby ktoś….
Właśnie dlatego św. Benedykt tak mi imponuje – potrafił nie tylko żyć w rytmie fokstrota, ale też uszanować ludzką kondycję i jej ograniczenia. Myśląc o tym wszystkim chodzi mi po głowie bliższe naszym czasom podejście work-life-balance. Temat porusza Jacek Santorski w książce Metaskrypt lidera (choć nie jest to główny wątek książki) i powołuje się na wypowiedź ks. Jacka Stryczka. Zacytuję tu dłuższy fragment rozdziału z książki J. Santorskiego:
Ks. Stryczek zauważył, że korporacyjni wolontariusze w jego fundacji dzielą się na dwie grupy. Pierwsi wyżywają się, bo nareszcie mogą mieć poczucie sprawczości. Oni mają prawo skarżyć się, że korporacja to obezwładniający system. Jest jednak także druga liczna grupa: „niektórym wystarczało samo stanowisko, przez cały dzień mogli się ruszać – choć nic z tej aktywności nie wynikało. Zadowalali się faktem, że mają pozycję”. To przypomina wyniki badań prof. Heike Bruch z St. Gallen University. Okazuje się, że tylko 10% pracowników badanych w modelu „focus/energy matrix” jest aktywnych, ożywionych i jednocześnie zorientowanych na cel. Aż 40% kręci się w kółko w korporacyjnym ADHD”. 20% z kolei jest zorientowanych na cele, ale biernych, zaś 30% po prostu się „wiezie”. Z naszych obserwacji wynika, że ta 10-procentowa mniejszość to jedyna grupa, która nie ma problemów z równoważeniem pracy i życia. Oni po prostu są aktywni i obecni – zarówno w pracy, jak i w domu. Umieją żyć i umieją pracować. A to wymaga i uwagi, i odwagi. Ich praca i życie są wtedy po prostu ciekawe (…)”.
Bo okazuje się, że funkcjonowanie zgodnie z regułą work-life-balance wcale nie jest takie proste i nie wystarczy udział w odpowiednim kursie, by zbalansować swoje życie. Niestety, zbyt często dopiero zawał, udar, albo inna ciemna cholera mają najwięcej do powiedzenia na drodze do poukładania sobie życiowych priorytetów.
Zakończę, nim na dobre włączy mi się wątek moralizatorski. Póki co polecam refleksję, choćby z wykorzystaniem książek i osób, które pojawiły się w tym tekście. No i – tańczcie Państwo! Żyjcie! Jak?…
w o l n o … w o l n o… szybkoszybko… w o l n o … w o l n o …:
Ilustracja: Pixabay